Samotność w nowym mieście
23 listopada 2016Przeprowadzamy się do dużych miast, za miłością, pracą, wykształceniem, czy też po prostu w akcie ekscytacji i chęcią czerpania nowych doświadczeń.
Nowe miasto wydaje się oferować ogromne możliwości we wszystkich aspektach życia młodej, dorosłej osoby. Początkowo „głodni” nowego, szybko przekonujemy się, że brakuje nam tego przed czym uciekaliśmy – rodziny, przyjaciół – oraz związanego z tym oddania, zaufania i szczerej rozmowy. I nawet jeśli nie chcemy tego przed sobą przyznać, jesteśmy samotni. Samotni w nowym mieście.
Samotność w nowym mieście
Cokolwiek sprowadziło nas do nowego miasta, nie jest w stanie zastąpić nam tego, co zostawiliśmy za sobą. Tak przynajmniej wydaje nam się na początku. Samotność np. na studiach wystepuję bardzo często. W nowym środowisku czujemy się zagubieni, nie mamy z kim wyjść do kina, na spacer, czy nawet zwyczajnie pogadać przy kubku aromatycznej kawy. Trudno ułożyć sobie życie „od początku”. Dobrze jest mieć choćby jakiś punkt zaczepienia, wokół którego możemy na nowo zacząć budować.
Bez obaw
Samotność w nowym mieście, wcale nie musi być taka straszna, jak w pierwszej chwili mogło nam się wydawać. Zaraz okazuje się, że mamy więcej czasu dla siebie. Możemy uporządkować to co działo się w naszej głowie i położyć fundament pod nowe doświadczenia. Czy samotność jest zła? Warto traktować ją jako okazję do małego remontu i renowacji samego siebie. Zamiast zatapiać się we wspomnieniach, postawmy krok naprzód. Wyjdźmy na spacer, uczmy się nowego miejsca wszystkimi zmysłami, a przede wszystkim nie zamykajmy się na nowe doświadczenia.
Zacznij żyć
Przeprowadzając się do nowego miejsca, nie możemy sobie zrobić chyba nic gorszego, niż zamknięcie się w swoich/nieswoich „bezpiecznych” czterech ścianach. Przecież nie po to tutaj przyjechaliśmy! Nowe doświadczenia, nowi ludzie, nowe wyzwania. Pamiętacie? Wyjazd do nowego miasta, obojętnie co zostawialibyśmy w naszym poprzednim, ma sprawić, że nasze życie będzie jeszcze lepsze. Nie ma co oglądać się wstecz i trzeba wyjść do ludzi.
Nie oczekuj
Nie spodziewaj się, że tuż po „zacumowaniu” do nowego portu, spotkasz najlepszych na świecie przyjaciół. Nie myśl, że idąc samotnie do kina obok Ciebie usiądzie jakaś piękna pani lub pan, która stanie się miłością Twojego życia. Zamiast oczekiwać, daj się zaskakiwać. Doskonale znane Ci jest na pewno przysłowie: „Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”. Nie dawaj się ponosić swojej wyobraźni, po prostu wyjdź za próg swojego schronienia i zobacz co tam Cię czeka. Gwarantujemy, że będziesz miło zaskoczony/a!
Znajdź sobie hobby
Praca, studia, to nie wszystko. A mówiąc prawdę, jeśli będziesz ograniczał/a się tylko do nich, szybko odczujesz, a nawet pogłębisz swoje odczucie samotności. Samotność w nowym mieście i tak Cię prędzej czy później dopadnie. Nie pielęgnuj go zatem, gdyż jest tyle rzeczy, którym może poświęcisz swój czas i uwagę w zamian. W dodatku takich, które w żaden sposób nie będzie działać na Ciebie destruktywnie. Zamiast zasiadać ze zmęczenia przed telewizorem, czy komputerem, zapisz się na zajęcia sportowe, artystyczne, czy jakiekolwiek inne, które pozwolą Ci rozwijać siebie i swoje pasje.
najlepiej Na Studiach Zlapac Znajomosci
Ja to nie wiem, jak można się nie odnaleźć w nowym mieście. Tyle możliwości! Nie wyobrażam sobię, żeby młody człowiek mógł być choc na chwile samotny.
Zbyt dużo wolnego czasu oznacza więcej czasu na uczucie samotności. Zajmując swój czas zabawnymi i ekscytującymi zajęciami, otwierasz drzwi do pozytywnych emocji. Możesz także spotkać nowych przyjaciół i lepiej poznasz nowe otoczenie – duży krok na drodze do zrównoważenia samotności.
Kilka prostych sposobów na pozostanie zajęty? Dołącz do uniwersyteckiego międzynarodowego stowarzyszenia studenckiego lub zespołu sportowego, ugotuj ulubione potrawy z domu (i zaproś innych do wspólnego posiłku z tobą), weź udział w pracach na terenie miaasta i zaplanuj terminy spotkań z rodziną i przyjaciółmi.
Ja mam taki problem, że przeniosłam się z małego miasta do dużego, pracowałam tam, miałam znajomych, nie miałam problemu z tym żeby się zaaklimatyzować, pracowałam dużo, fakt, byłam zmęczona ale zawsze znalazła się porcja energii żeby po 10 godz w pracy iść na to przysłowiowe piwo ze znajomymi- z pracy 🙂 lubiliśmy się.
Problem zaczął się wtedy, gdy ze względów rodzinnych i miłosnych postanowiłam wrócić w swoje strony, zamieszkałam z chłopakiem w jego mieście, nie miałam tam znajomych i ogólnie nikogo prócz niego, ale do rodziców miałam bliżej, to było pocieszające.
Na początku było ok, ale dziwił mnie fakt, że on cały czas siedzi w domu, no dobra, może chce mnie mieć tylko dla siebie, tak myślałam… Niestety to był błąd. Nie wychodził ze mną do znajomych, na spacery tylko późnym wieczorem, miałam pretensje do niego o to bo chciałam poznać miasto, wyjść na spacer o normalnej porze dnia.. nic z tego, poznał mnie w końcu (po miesiącu) z wąską grupą ludzi z którymi utrzymywał stosunki przyjacielskie, fajnie, myślałam że będziemy się spotykać z tymi ludźmi częściej, niestety nie.. Wędrówki tylko do rodziców i siedzenie w domu, dom, praca, dom. Zmiana stancji, z racji złych warunków, poszukiwania, spadało wszystko na mnie, załatwianie trzeciej stancji z kolei bo warunki nie dobre, tu nie ma tego, tu źle bo on przyzwyczajony jest do życia w domku jak pudełeczko, brak perspektyw na zaprzyjaźnienie się ze współpracownikami bo fochy że umiesz dużo, i w ogóle po co przyszłaś do pracy(chyba lubiły pracować po 12 godzin z racji braku pracowników)
Toksyczni rodzice, wręcz osaczający…. Nurtujące pytania z ich strony, ja mam brać z nim ślub? o nieee mieszkania też nie chcę, na początku byli fajni teraz przypierają mnie do muru. Moi rodzice nie są bogaci, mają tylko mieszkanie i nic więcej, jego rodzice z kolei odwrotnie mają pieniądze, oczekują że ja też je będę mieć- zarabiając tu tak mało, opłacam stancję i zostaje mi na chusteczki żeby się wysmarkać jak wyje.
On… po trzech latach nadal ze mną nie wychodzi, impreza na mieście nie bo to ch…owe, nie bo ja tego nie lubie, nie bo nie. Po pracy sen obowiązkowy, czasem proszę chodź ze mną na zakupy, nie bo zmęczony, zadzwoni kolega już zmęczony nie jest, za godzinę wychodzi… Albo jw wspomiałam impreza na mieście, pytałam czy idziemy, marudzi że nie, zadzwoni kumpel, owszem z nim idzie…
Reasumując.. od samego początku, zawsze, zawsze miałam wrażenie, że on się mnie wstydzi, że nie jestem mu potrzebna w żaden sposób, nie wspierał mnie nigdy, nie pokazywał fajnych miejsc, czułam się i czuję zagubiona, samotna i zdesperowana, jak w klatce.
Po trzech latach poznałam tu 1 osobę z którą można porozmawiać,a nie jest to jego znajoma czy znajomy, sama nie wiem co ja tu jeszcze robię i ile jeszcze wytrzymam zanim zamknę za sobą drzwi.
BABa, doskonale Cię rozumiem. W tym momencie jestem w bardzo podobnej sytuacji. Nowe miasto, jego miasto, w którym ma tuziny znajomych, za to ja nikogo poza nim. Od dluzszego czasu bardzo bardzo chcę od niego odejść, ale im starsza jestem tym więcej we mnie lęku przed samotnością… Wiem z iloma trudnościami to się wiąże w mojej sytuacji i czuję, że psychicznie nie dam rady stawić temu czoła, więc dalej w tym tkwię. Gdybym miała choć połowę odwagi i zaufania do siebie, co 10 lat temu, to byłoby po problemie. Bardzo trudna przede mną decyzja…
Twój wpis jest z czerwca – mam nadzieję, że ułożyło się u Ciebie, pozdrawiam.